W Rosji Festiwal Filmów Polskich „Wisła” od trzech lat funkcjonuje niejako równolegle z warszawskim Festiwalem Filmów Rosyjskich „Sputnik”, stanowiąc jego lustrzane odbicie. Dotychczasowe trzy edycje „Wisły” i „Sputnika” okazały się nie lada gratką nie tylko dla maniaków kina rosyjskiego czy polskiego, ale miłośników filmografii w ogóle. Ponadto obydwa spotkania z filmem zaczynają utrwalać się w świadomości odbiorców jako mekka wymiany kulturalnej, odkrywanie obcej narodowościowo przestrzeni zmysłów, poszukiwania wspólnego pasma odbioru w opisie odrębnych nieznanych rzeczywistości i choć wydarzeniom patronują władze obydwu krajów, powietrze festiwalowe nawet przez moment nie trąci zapachem sporów politycznych lub historycznych.
Większość z tych, którzy postanowili swoim patronatem objąć festiwal zwróciła się z pozdrowieniami bezpośrednio do widzów. I tak na przykład Minister Sikorski zaprosił Rosjan do wzięcia udziału w imprezach obchodzonych z okazji 200 rocznicy urodzin Fryderyka Chopina i wraz z profesorem Tadeuszem Kowalskim wyraził nadzieję na to, że tak „Wisła” jak i „Sputnik” staną się elementem wzmacniającym pozytywne relacje na linii Polska-Rosja. Siomina Natalia Michailowna życzyła natomiast wszystkim gościom „radości ze spotkań z nowymi i niewątpliwie ciekawymi filmami polskimi”, a festiwalowi, żeby „istniał co najmniej 100 lat”.
Do Rosji trafiły najpopularniejsze produkcje polskie ostatnich 12 miesięcy. Oferta okazała się niezwykle zróżnicowana, co symptomatycznie udowadnia fakt, że kino nomen omen znad Wisły, po kilku latach zapaści wychodzi z kryzysu, a przy dobrych wiatrach może nawet stać się w przyszłości towarem eksportowym, który przyciągnie uwagę widzów z całego świata. Uczestnicy imprezy mieli w czym wybierać. Spazmy śmiechu wywołały „U Pana Boga za miedzą” Jacka Bromskiego czy „Wino truskawkowe” Dariusza Jabłońskiego, w ponury i mroczny nastrój wprowadził widzów hit 2010 roku w Polsce, czyli „Dom zły” Wojciecha Smarzowskiego. Zaprezentowano obraz Xawerego Żuławskiego pt. „Wojna Polsko-Ruska” na podstawie kontrowersyjnej powieści Doroty Masłowskiej o tym samym tytule; w związku z 70 rocznicą zbrodni katyńskiej wyświetlono dzieło Andrzeja Wajdy „Katyń” i co ważne, w napiętym programie udało się zmieścić polsko-rosyjską produkcję pt. „Mała Moskwa” Waldemara Krzysteka. Inne dzieła wyświetlone podczas festiwalu „Wisła” to „Wszystko co kocham” Jacka Borcucha, „Świnki” Roberta Glińskiego, „33 sceny z życia” Małgorzaty Szumowskiej, „0_1_0” Piotra Łazarkiewicza, „Jeszcze nie wieczór” Jacka Bławuta, „Drzazgi” Macieja Pieprzyca, „Zero” Pawła Borowskiego, „Miłość na wybiegu” Krzysztofa Langa, „Mniejsze zło” Janusza Morgensterna oraz „Lekcja Pana Kuki” Dariusza Gajewskiego.
Wydarzenie cieszyło się dużym zainteresowaniem, przyciągnąwszy wielu widzów, sporo dziennikarzy i niejednego krytyka filmowego. Ale to nie wszystko. Ażeby nie pozostać gołosłownym na gali pojawili się choćby doradca Prezydenta Rosji ds. współpracy kulturalnej z zagranicą Michaił Szwydkoj, wiceminister ds. kultury Aleksandr Gołutwa, wiceminister spraw zagranicznych Aleksandr Władimirowicz Jakowienko natomiast Polskę reprezentowali między innymi Ambasador Polski w Rosji Jerzy Bahr czy przedstawiciel Ministerstwa Spraw Zagranicznych Dariusz Górczyński.
Właściwie można mieć tylko jedno zastrzeżenie. Zdecydowanie zabrakło „Rewersu” Borysa Lankosza, który w bieżącym roku podobnie jak „Dom zły” zawładnął polskimi ekranami. Ta liryczna opowieść z przymrużeniem oka na Polskę stalinowską uwodzi lekkością, subtelnym humorem a jednocześnie delikatnym freskiem ówczesnych relacji międzyludzkich. Być może rosyjskim widzom we własnym zakresie uda się nadrobić tę zaległość, bo naprawdę warto. Ten drobny szczegół nie może jednak przesłonić faktu, że „Wisła” oraz „Sputnik” stanowią niezwykły przykład kroku wprzód we współpracy pozarządowej Polski i Rosji, współpracy- co najważniejsze-- opartej na wzajemnej fascynacji i szacunku dla dorobku kulturalnego sąsiada.
Jakub Benedyczak