Aktualności

16.10.2012

Nowy sojusz na wojnie cywilizacji

Apel o pojednanie podpisany przez abp. Józefa Michalika i patriarchę Cyryla I nie jest ani aktem podporządkowania się Kościoła w Polsce Cerkwi, ani tym bardziej wezwaniem do zapomnienia o trudnej historii. To głęboki akt religijny, którego celem jest nie tylko próba budowania pojednania między dwoma narodami, ale i poszerzanie koalicji na czas wojny cywilizacji.

Aby dobrze zrozumieć apel, jaki hierarchowie katoliccy i prawosławni skierowali do Polaków i Rosjan, trzeba spojrzeć na niego nie z perspektywy politycznej, ale religijnej i metafizycznej. Każda inna hermeneutyka skazuje czytającego ten dokument na błędy. Nie ma znaczenia, czy jest to styl „Gazety Wyborczej”, która w pierwszym momencie (zanim zrozumiała, jaka jest w istocie treść apelu) zapewniała, że buduje on pojednanie między państwami, czy też metoda prawicowej opozycji, uznającej dokument za element polityki Putina i Komorowskiego, którego celem jest podporządkowanie Polski Rosji i doprowadzenie do sytuacji, w której pamięć o zbrodniach komunistycznych czy współczesnych przestanie cokolwiek znaczyć w polskiej polityce i katolickim kaznodziejstwie. Grzechem obu tych podejść jest ich całkowite zlaicyzowanie, brak dostrzegania aspektu wydarzeń innego niż polityczny.



Teologia „Ojcze nasz”

U podstaw wspólnego apelu leży modlitewne wezwanie, którego nauczył chrześcijan Jezus Chrystus: „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. W tych słowach zawarty jest powód, dla którego to pojednanie ma być – z punktu widzenia chrześcijan, a nie polityków – budowane. Przy takim spojrzeniu nie ma znaczenia, kto ma na sumieniu więcej grzechów. Każdy chrześcijanin jeśli chce uzyskać przebaczenie, musi sam się na nie zdobyć (lub przynajmniej starać się o to). Co bardziej istotne, przy takiej perspektywie nie można oczekiwać, że winny wyrazi skruchę. Wybaczenie i pojednanie leży w naszym interesie.

Podobne myślenie leżało u podstaw słynnego apelu biskupów polskich do biskupów niemieckich. Niemcy, w tym niemiecka hierarchia Kościoła katolickiego, wcale nie miała ochoty jednać się z Polakami. Skrucha wśród ówczesnych hierarchów, także w Kościele niemieckim, wcale nie była czymś typowym, a polscy biskupi musieli się naprawdę nachodzić, żeby znaleźć partnerów koniecznych do wystosowania listu. Trudno też znaleźć równowagę między przewinami Polaków i Niemców (tak jak teraz trudno znaleźć równowagę między winami Rosjan i Polaków). A jednak wtedy biskupom nie zabrakło odwagi i mądrości, by wystosować radykalny, mocny, ewangeliczny apel. Teraz jest – jak sądzę – podobnie.

„Przebaczenie nie oznacza oczywiście zapomnienia. Pamięć stanowi bowiem istotną część naszej tożsamości. Jesteśmy ją także winni ofiarom przeszłości, które zostały zamęczone i oddały swoje życie za wierność Bogu i ziemskiej ojczyźnie. Przebaczyć oznacza jednak wyrzec się zemsty i nienawiści, uczestniczyć w budowaniu zgody i braterstwa pomiędzy ludźmi, naszymi narodami i krajami, co stanowi podstawę pokojowej przyszłości” – napisali arcybiskup Michalik i patriarcha Cyryl. Jest zatem fałszem przypisywanie autorom dokumentu chęci zapomnienia czy pominięcia pewnych trudnych aspektów polsko-rosyjskiej przeszłości i teraźniejszości.

Budowanie sojuszy

Trudno jednak nie dostrzegać, że apel ten ma jeszcze jeden, nie mniej istotny wymiar. Otóż jest on pierwszym, ale niezbędnym krokiem na drodze budowania prawosławno-katolickiej koalicji przeciwko coraz bardziej agresywnej laicyzacji. Przedstawiciele obu Kościołów – a takich dokumentów nie podpisuje się bez akceptacji Stolicy Apostolskiej (w tym przypadku trzeba zaś mówić raczej o watykańskiej inspiracji) – uznali, że w tej chwili najistotniejszą walką, jaka toczy się w naszej części świata, jest wojna o duszę Europy. A tej nie da się wygrać, gdy chrześcijanie są w widoczny sposób podzieleni, nawet gdy wyznają podobne poglądy w kwestiach moralnych czy metapolitycznych.

Rosyjska Cerkiew (niezależnie od trudnych do zlekceważenia relacji z władzą) i Kościół w Polsce są naturalnymi sprzymierzeńcami w walce z antychrześcijańskim, antyrodzinnym i przeciwnym życiu nastawieniem już nie tylko lewicy, ale coraz częściej także europejskich partii konserwatywnych.

Wspólna obrona wartości nie musi oznaczać pełnej zgody. Prawosławni nie zaakceptują nagle (przynajmniej bez cudu, który zawsze może się zdarzyć) prymatu papieskiego i nie zrezygnują z właściwego rosyjskiej Cerkwi uwikłania w relacje z władzą. Nie można się też spodziewać, że nagle patriarcha Cyryl i wszyscy inni rosyjscy biskupi przyznają się do współpracy z KGB, potępią Putina i zaczną głęboko pokutować za swoje decyzje. Tak nie będzie ani w tym roku, ani w przyszłym. Jeśli więc chcemy (a nie ma wątpliwości, że zarówno Jan Paweł II, jak i Benedykt XVI chcą) z nimi współpracować i budować trudną jedność, to musimy ich zaakceptować takimi, jacy są. I bronić z nimi rzeczy fundamentalnych i dla nich, i dla nas.

Duchowe spojrzenie na apel

Dyskutując o apelu i jego politycznym wykorzystywaniu (co jest oczywiste), nie powinniśmy zapominać, że to nie Putin czy Komorowski są panami historii, lecz Bóg. I choć oczywiście Władimir Putin – znając relacje wewnątrzrosyjskie – musiał wyrazić zgodę na ten gest, i choć niewątpliwie opłaca się on zarówno jemu, jak i polskim władzom, to jednocześnie nie ulega wątpliwości, że ewangeliczna treść tego dokumentu, przywołanie słów z modlitwy „Ojcze nasz” są innego pochodzenia. Pojednanie i przebaczenie to rzeczy, do których powołuje nas Jezus Chrystus. I to On będzie na tym dokumencie, ale także na naszej na niego odpowiedzi (jeśli będzie chrześcijańska) budował nową rzeczywistość (albo nie będzie mógł tego zrobić, bo my, w imię walki z Putinem, odrzucimy walkę z cywilizacją śmierci).

Zsekularyzowane, pozbawione duchowej i religijnej głębi jest także spojrzenie na Cerkiew dyskutujących o apelu. Dla większości konserwatywnych polemistów jest ona tylko instytucją świecką, służebnicą Putina, zbiorowiskiem agentów, a nawet oficerów KGB czy FSB. I choć z czysto ludzkiego punktu widzenia jest to prawda (warto mieć jednak świadomość, że niepełna), to nie można zapominać, że jest to żywy Kościół, w którym sprawowane są ważne sakramenty (Eucharystia i sakrament pokuty), w którym żywa pozostaje tysiącletnia tradycja chrześcijaństwa i który złożył gigantyczną (o wiele większą niż Kościół w Polsce) ofiarę męczeństwa. Rosyjska Cerkiew prawosławna to zatem nie tylko patriarcha Cyryl, ale także patriarcha Tichon, nie tylko wysługiwanie się Putinowi, ale także wielcy męczennicy i zwyczajni kapłani, którzy teraz sprawują Eucharystię i udzielają rozgrzeszenia Rosjanom.

Prawosławni biskupi współpracując z państwem, pozostają także wierni prawosławnemu postrzeganiu relacji państwo–Kościół. Poddanie się świeckim władzom, szczególnie gdy deklarują one wiarę (a Putin deklaruje), jest czymś naturalnym w kulturze bizantyjskiej. Może nam się to nie podobać, ale w takim właśnie kierunku rozwinął się Kościół na Wschodzie. Współpraca, budowanie jedności, nie będą jednak możliwe bez modlitwy i zawierzenia Matce Bożej, która czczona jest zarówno przez katolików, jak i prawosławnych. – Jest to ważne wydarzenie, które budzi nadzieję na przyszłość. Jego owoce zawierzam łaskawości Maryi, wypraszając Boże błogosławieństwo – mówił Benedykt XVI do Polaków o apelu. I jego słowa są, przynajmniej dla mnie, wystarczającą rekomendacją tego dokumentu.
 

Autor: Tomasz Terlikowski
Źródło: www.gazetapolska.pl
Przedsięwzięcie współfinansowane jest przez Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” ze środków otrzymanych od Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej w ramach konkursu „Współpraca z Polonią i Polakami za Granicą w 2014 r.”