WZAJEMNE ZROZUMIENIE PO NALEWCE Z MUCHOMORÓW
(«świeże decyzje» teatru im. H. Modrzejewskiej z Legnicy
w odbiorze tiumeńskim)
Zdaję sobie sprawę, że wkładamy głowę do ula.
K. Kopka, autor
Boję się zwłaszcza o przyjęcie sztuki na Syberii. To jest zupełnie inna Rosja, niż ta bardzo już kosmopolityczna, jaka jest w Moskwie. Dlatego z mieszanką strachu i nadziei czekam na konsekwencje waszej podróży artystycznej. Nie wiem zwłaszcza jak przyjęta zostanie spora doza humoru i ironii jaka zawarta jest w dramacie.
Kriżewski, tłumacz sztuki
Dnia 29 września w dużej widowni Tiumeńskiego Teatru Dramatycznego trupą teatru im. H. Modrzejewskiej z Legnicy został przedstawiony spektakl «Opowieść syberyjska» sztuki Krzysztofa Kopki w rezyserii Jacka Głomba.
Po informacji o przyjeździe polskiej trupy teatralnej ze szczególną tremą czekali na spektakl członkowie Tiumeńskiego Obwodowego Centrum Oświaty i Kultury Polskiej «LATARNIK», Polacy Tiumenia, Iszymia, Tobolska… Przecież to miał być pierwszy przyjazd mistrzów polskiej sceny do obwodu tiumeńskiego. W anonsach, komunikatach prasowych i programach spektaklu legnicki teatr był mianowany moskiewskim krytykiem teatralnym, doktorem historii sztuki Pawłem Rudniewym «ozdobą dzisiejszej Polski teatralnej», zaś jego dyrektor i reżyser «passionarym współczesnego teatru wschodnio-europejskiego». Wysokie walory «cudu legnickiego» i jego «czarodzeja», poprzedzające bezpośrednie spotkanie w teatrze, robiły spektakl jeszcze bardziej porządanym, budząc wzmożone zainteresowanie..
Adnotacja spektaklu «Palę Rosję – opowieść syberyjska» (właśnie taki jest oryginalny tytuł sztuki) zawiadamiała, że w spektaklu chodzi o przyjazd trójki młodych Polaków na « syberyjskie safari ». W podróży opiekuje się nimi FSB. Za pomocą rosyjskich przyjaciół bohaterom udaje się uniknąć pościgu. A finałem nieoczekiwanych wydarzeń magicznych, do których oni są wciągnięci, staje się scena ogólnego porozumienia i pojednania.
Szczególny interes wywołała informacja o tym, że akcja spektaklu rozwija się w dwóch planach czasowych: w latach 1849 i 2009. Autor sztuki K. Kopka podkreślał w swoich wywiadach w Polsce długo przed premierą: ««Część historyczna jest oparta na prawdziwych wydarzeniach i postaciach zesłańców. Takich jak Piotr Wysocki, który stał się na Syberii przedsiębiorcą, jednym z największych producentów mydła. Albo małżeństwo Migurskich, którzy wybierając się do powstania ekshumują ciała swoich zmarłych dzieci i zabierają je ze sobą w słojach, po to, zeby nie zostały w rosyjskiej obcej ziemi»». W rozmowach z polskimi dziennikarzami, zarówno dramaturg jak i reżyser zawsze mówili, że oni przedstawiają w spektaklu «mało znany epizod nieudanego powstania»,«mało znany wątek nieudanego powstania polskich zesłańców», a porównanie czasów w zamierzeniu autorów miało służyć szlachetnemu celowi «obalenia wzajemnych stereotypów i uprzedzeń, opowiedzieć Rosjanom o polskiej historii, a Polakom pokazać rosyjski punkt widzenia ».
Inscenizacja sztuki z rekonstrukcją wydarzeń historycznych praktycznie nieznanego nikomu nieudanego polskiego wystąpienia na Syberii z udziałem znanych w dziejach Powstania Listopadowego i zesłania polskiego postaci miała zostać poteżnym zjawiskiem w życiu przedstawicieli Polonii tiumeńskiej, których wg ostatniego spisu ludności w roku 2002 jest tylko na południu obwodu tiumeńskiego 801 osoba, lecz razem z Chanty-Mansijskim i Jamało-Nienieckim okręgami autonomicznymi liczba sięga 3427.
Prócz Tiumenia, wg zamiaru pomysłodawców projektu, gości z Polski będą przedstawiać spektakl właśnie tam, dokąd kiedyś «byli zsyłani Polacy»: teatralnej publiczności w Tobolsku, Szadrińsku, Irbiciu, Iszymiu, Tomsku, Nowosybirsku, Władimirze i Moskwie. Na nie mającą precedensu w relacjach dwóch państw wyprawę Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP w ramach programu «Promocja kultury polskiej za granicą» Instytutu Adama Mickiewicza przyznało znaczącą kwotę 224000 złotych (79000 $).
Istniejące od 16 lat na ziemi tiumeńskiej stowarzyszenie «LATARNIK» zostało założone przez potomków zesłańców, osadników i deportowanych Polaków w celu odrodzenia, zachowania i rozwoju kultury polskiej w obwodzie tiumeńskim. Dobrze się znając na dziejach Polaków na Syberii, członkowie organizacji otaczają czcią pamięć o zesłańcach polskich, którzy ofiarowali na ołtarz wolnej i niepodległej Polski swój dobrobyt, majątek, rodziny i, wreszcie, życie.
Tiumeńscy Polacy – obowiązkowi uczestnicy konferencji międzynarodowych, poświęconych dziejom zesłania polskiego na Syberii od Wrocławia i Krakowa do Irkucka i Ułan-Ude. Osobiście pracujemy nad źródłami archiwalnymi, na podstawie których wydajemy monografie i nagrywamy filmy dokumentalne. Założyliśmy również jedyne w Rosji muzeum historyczno-etnograficzne poświęcone Polakom «Polacy w kraju tiumeńskim», w którym zgromadzono 4000 oryginalnych eksponatów materialnej kultury polskich zesłańców i osadników. A nasza biblioteka książek o tej tematyce liczy kilkaset woluminów w języku polskim a rosyjskim. Dlatego szczególne otoczenie pamięci zesłańców polskich szacunkiem i honorem ma w naszej tradycji charakter nie tyle emocjonalny, lecz, przede wszystkim, opiera się na wiedzy źródłowej.
Opieka mogił polskich zesłańców i uwiecznienie ich pamięci w postaci memorialnych tablic i symbolicznych mogił, przedstawienie rozmaitych po formie imprez, poświęconych ich życiu i służbie ku chwale Ojczyzny jest codzienną praktyką naszego stowarzyszenia. Traktować zesłańców polskich inaczej jak bohaterów, przybliżających czasy «żeby Polska była Polską», Polacy Syberijczycy, biorące z nich swój początek, nie mogą, ponieważ nie ma powodów myśleć w inny sposób.
Ta pozycja opiera się na wspólnej ocenie rosyjskich a polskich historyków, archiwaliach, włącznie z informacjami donosicieli i isprawników, cyrkularach i prośbach, pamiętnikach i listach. Tę opinię podzielają i miescowi krajoznawcy i zawodowi historycy, przeznaczające w pracach ogólnych, badaniach tematycznych i zbiorach artykułów duże miejsce pracom o polskim zesłaniu na Syberii. Pierwszy z tiumeńczyków tytułu Honorowego obywatela miasta города (1966 г.) uzyskał syn powstańca styczniowego, zasłużony lekarz Federacji Rosyjskiej Stanisław Karnacewicz (1891 - 1977), a pomnik nagrobkowy powstańca listopadowego Gotarda Sobańskiego (после 1791 - 1841), przyjaciela A Mickiewicza a dekabrystów, pieczołowicie się przechowuje dla potomków przez mieszkańców i władze m. Jałutorowska guberni tobolskiej i obwodu tiumeńskiego w okresie prawie 170 lat! Dlatego interpretacja na scenie tematu Polaków na Syberii przez Polaków aktorów wywołała nieznikające zainteresowanie wśród członków «LATARNIKA».
W Polsce premiera spektaklu odbyła się 17 września br., w przykrą 70-tą rocznicę najazdu ZSSR na Polskę na moc sekretnego protokołu do umowy o nieagresji, podpisanego przez Nimiec i Związek Radziecki 23 sierpnia 1939 r., i mianowanego powszechnie «pakt Mołotow – Ribbentrop», co przewidywało jej treściową więź z wydarzeniami nie tak dawnej przeszłości. Jak się okazało późnij, to było błędne przypuszczenie. Po 12 dniach, o 2 godziny przed pierwszym w Rosji spektaklem, w sali posiedzeń Tiumeńskiego teatru dramatycznego odbyła się konferencja prasowa dla srodków masowego przekazu, na którą na spotkanie z trupą z Legnicy został zaproszony i autor tych wierszy jako wiceprezes FPANK «Kongres Polaków w Rosji».
Jeśli oryginalny tytuł spektaklu został odwołany przez autorów, żeby nadmiernie nie prowokować publiczności syberyjskiej, to nie można było zrozumieć, dlaczego w zostawionym podtytule po tłumaczeniu został zachowany polski porządek kolejności słów: przymiotnik idzie po rzeczowniku, a nie na odwrót, jak w języku rosyjskim: «Сибирская повесть».
W rozmowie z «promotorami polskiej kultury za granicą» po przekazaniu im na pamiątkę książek o Polakach obwodu tiumeńskiego etc jeszcze przed spektaklem zalerzało mi dostać od K. Kopki i J. Głomba odpowiedzi na szereg zasadniczych pytań.
Dlaczego, nalegając na autentycznym charakterze przedstawienia wydarzeń w spektaklu w celu obalenia polsko-rosyjskich stereotypów, autorzy mówią o nieistniejącej próbie powstania zesłańców polskich na Syberii w roku 1849? O ile był uzasadniony ten wymysł, jeśli w dziejach Syberii Wschodniej miało miejsce prawdziwe nieudane powstanie, które trwało przez miesiąc, tz. Krugłobajkalskie powstanie 700 polskich zesłańców na czele z N. Celińskim, G. Szaramowiczem, J. Rejnerem i W. Katkowskim? Dlaczego w tekście sztuki zniekształcono życiorysy prawdziwych i dobrze znanych polskiej historiografii zesłańców Piotra Wysockiego i małżonków Migurskich?
Historycznie wiarygodny Piotr Wysocki (1797 - 1874), podporucznik i dowódca południowej, jednej z trzech powstańczych stref Warszawy, wezwał w nocy 29 listopada 1930 r. podchorążych do broni, a następnie powiódł ich z Łazienek na Arsenał, faktycznie w taki sposób otwierając początek dziejów Powstania Listopadowego. W czasie powstania zrobił karjerę: dostał stopień majora i został dowódcą 10 pułku piechoty. Stał się jednym z najpopularniejszych powstańców, na cześć którego układano wiersze i pieśni. Ranny dostał się do niewoli, w ciągu 3 lat: 1831-1834, w czasie śledstwa i określenia jego winy dla oskarżenia trzy razy zostawał skazywany na karę śmierci: przez ćwiartownie i dwukrotnie przez powieszenie. Po zamienie kary śmierci na 20 lat ciężkich robót w zakładach na Syberii i odbyciu drogi do Bajkału w kajdanach, zaczął pracę w Aleksandrowsku ok. Irkutska. Po 10 dniach od przybycia uciekł. Został ranny przy schwytaniu. Jako inicjator ucieczki zbiorowej został skazany na karę chłosty: 1000 kijów. Egzekucję wytrzymał i został skierowany w nożnych kajdanach do kopalni w Akatuju, gdzie kuł młotem skały i woził kamienie na taczce, do której był przykuty. Przyjaźnił się z dekabrystą M. Łuninem. Po złagodzeniu reżymu po 8 latach P. Wysocki dostał zezwolenie na «nędzny wywar mydła», czym on, wg naocznych świadków, zajmował się «z dziwną wytrwałością» sam, snosząc «swój los z godnością» i wspierając innych rodaków. On wrócił do kraju w roku 1856 г. na moc manifestu koronacyjnego cesarza Aleksandra II.
W spektaklu ten bohater narodowy, który przeżył katorgę, ani przed, ani po zesłaniu w zaden sposób związany z jakimikolwiek próbami powstania, jest reprezentowany w postaci wyelegantowanego zesłanego młodego handlowca o nazwisku Mydełko, którego za powodzenie nienawidzą rodacy.
Małżeństwo Albina (? – 1843) i Wincenty (1810 - 1862) Migurscy uciekając z zesłania w Uralsku guberni orenburgskiej w stronę polskiego domu w roku 1840, zabrali w ukrytych trumienkach zwłoki dwojga dzieci. Złapani oni byłi w Saratowie, gdzie pochowano dzieci na cmentarzu miejskim. W drugiej połowie 1841 roku małżonkowie byli skierowani do Nerczyńska, w którym w roku 1843 Albina po długiej chorobie umarła na suchoty, z tego powodu gospodyni salonu na zesłaniu, jak to jest przedstawione w sztuce, być nie mogła, a Wincenty, awansowany na podoficera (unteroficera) 14 Syberijskiego Batalionu Liniowego, w roku 1859 wyjechał do Warszawy, zaś potem do Wilna, w przeciwieństwie do postaci Migurskiego w sztuce, zamordowanego i pochowanego na Sybirze. W roku 1863 ukazały się we Lwowie jego «Pamiętniki z Sybiru», które posłużyły za kanwę mi. Opowiadania L. Tołstoja «Za co?».
W programce do spektaklu, w rozdziele, jest podana szczegółowa charakterystyka osób, o bohaterce napisano: «Wielka patriotka… Ona rodzi martwych dzieci, których potem wykopuje z mogił i trzyma w słojach z formaliną, żeby nie oddawać ich przeklętej ziemi syberijskiej» [!!! – S.F.].
Lecz, jak widzimy, do Syberii prawdziwa historia z dziećmi Migurskich, jak również jej słoikowo-formalinowa wersja, nie ma żadnych stosunków. Nie byly wplątani małżonkщцш i w próby rzekomego powstania w czasie zesłania. Wincenty Migurski, szlachcic, mason, perfekt mówiący po francusku i po rosyjsku, pełniący dyskretne zlecenia związane z powstaniem za granicą, w sztuce jest osobą w średnim wieku, niezgrabnie ubraną w strój chlachecki zamiast rosyjskiego munduru wojskowego, intelektualnie rozwiniętym i zdradzającym żonę z Gruszeńką, «miejscową dziwką» [charakterystyka z programki – S.F.].
W odpowiedziach na zadane pytania K. Kopka i J. Głomb przyznali się, że próba powstania na Syberii została przez nich wymyślona, a nie znaleziona w nieznanych źródłach, że ich interpetacja się nie zgadza z biografiami realnych historycznych postaci, lecz informacja o produkcji mydła przez P. Wysockiego i o próbie wywiezienia zmarłych dzieci przez A. Migurską wstrząnęli nimi tak mocno, że zaćmili inne dane w życiorysach powstańców.
Na krytykę, że w tym wypadku jest bezpodstawnie zbijać się na woluntarystyczne przedstawienie bohaterów przy tworzeniu postaci sztuki, ponieważ chodzi o wybitnych działaczach historii narodowej, że sztuka traci na prawdzie i wiarygodności historycznej, bo przecież w realnych biografiach akcent się robi nie na momentach podstawowych, lecz na hiperbolizowanych i przekręconych, co zmienia biografie konkretnych ludzi nie do poznania, «pozwani» nie uznali, że uchybili prawdzie.
Rzeczywiście, nikt nie może pozbawić artysty prawa na umowność uogólnienia i zbiorowość odrazów, a przy zbieżności imion zawsze można powiedzieć, że to nie jest istotne lub ma charakter przypadkowy. Jednak, jeśli bohater waszej opowieści nazywa się, na przykład, Lew Trocki, Mazepa lub Batyj, i oni są rewocjonistą, hetmanem i chanem, to nie można przy tym nie rządać, żeby wasze traktowanie obrazów było bliskim realnych prototypów.
Zamiast autorów spektaklu bezpośrednio na konferencji prasowej odpowiedział press release z cytatem ze starego wywiadu K. Kopki, zamieszczanego w polskich mass media i wszędzie rozpowszechnionego w Tiumeniu w języku rosyjskim: «Wiem, że dotykamy tematu mitów narodowych i patriotycznych. W swoim opowiadamiu chciałem uniknąć patosu. Gatunek mojej sztuki to tragifarsa. Moi bohaterowie ostatecznie giną i wydaje mi się nawet, że w tej ostatniej godzinie przed kaźnią osiągają coś na kształt wzniosłości. A że wcześniej byli śmieszni i głupi – czy to takie nieprawdopodobne? Czy błazen nie może umierać godnie?».
Więc, autor sztuki i reżyser ze złymi intencjami przedstawili w spektaklu powstańców polskich jako dumnie umierających błaznów, którzy smiesznie i głupio przeżyli życie?!! Oto jest prawdziwa walka ze stereotypami! W takim kontekście być historycznie wiarygodnym jest dla niczego. Pozostawało tylko zobaczyć, jak ta «ideowo-artystyczna nastawienie» zostanie dokonana w akcji spektaklu. Na tym punktu wrzenia po kilku pytaniach tego typu: “Jak się Państwu podoba Tiumeń”, uczestnicy spotkania wszedli do widowni, w której z 780 miejsc były zajęte 450. Wielu widzom wizyta teatru polskiego do Tiumenia wydawała się interesująca. Lecz publika szła niechętnie, bo się dowiedziała o braku synchronicznego tłumaczenia. Wtedy bilety na spektakl zaczęto sprzedawać studentom uczelni wyższych po dumpingowych cenach: 50-150 rubli. To roztrzygnęło problem. Wśród widzów byli obecni i 40 członków «LATARNIKA». Zwolennników polskiego ruchu odrodzenia mogłoby być na sali i więcej, lecz, po zdobyciu wiedzy o artystycznych zamiarach gości z Polski, oni się sdecydowali się wstrzymać się od oczekiwanych wstrząsów.. Ci zać, którzy byli obecni, wręcz przeciwnie, chcieli zobaczyć wynalazki legnickie bezpośrednio.
Nieprzyjemne wrażenia spotkały widzów już w ciągu pierwszych minut spektaklu i zaczęły się z braku dekoracji. Na ciemym tle w rozwoju akcji bierze udział 21 bohater. Na scenie są szare deski, służące postaciom czasem drewnianym chodnikiem, a czasem cmentarzem, studnią, ławką etc. Bohaterów źle słychać na widowni: polscy aktorzy nie są przyzwyczajeni do placu scenicznego o takim dużym rozmiarze. Spektakl jest dwujęzyczny: polscy osoby sztuki mówią po polsku, rosyjscy – po rosyjsku, tylko jakucka szamanka – «po jakucku».
Wbrew kojącym obietnisom, że widzom zależy nie na słowie, lecz akcji, za wyjątkiem obecnych na widowni Polaków, inni widzowie nie rozumieli, o czym po polsku mówili osoby, a to stanowiło właśnie połowę od brzmiącej w spektaklu mowy! A tymczasem «powstańscy polscy», siedząc na ławeczce, tj. bezruchowo, dyskutowali o znaczeniu polskich miast, “polskiego wróbla”, o rybach, popisywali się kalamburami, usypiali pod wiersze J. Słowackiego, spiewali piosenki patriotyczne itd. Lecz to wszystko nie było zrozumiałe przez rosyjskich widzów. I problem polegał na tym, że oni sądzili o tym co się dzieje tylko po zewnętrznych przesunięciach postaci po scenie, czego było wyraźnie niewystarczająco dla zrozumienia treści spektaklu.
Tak, można powiedzieć, że werbalność nie ma głównego znaczenia, że dekoracje odciągaliby widza od akcji, które w zaden sposób nie można było nazwać żywym, się odrywa płatki kwiata jeden po drugim, to i kształt jego się zmienia i zapach znika, a z ostatnim płatkiem kwiat zostaje słupkiem na łodydze. O tym dawno mówił poeta W. Briusow. Można siedzieć na widowni i z wyłączonym światłem, tworząc w swojej świadomości indywidualne interpretacje każdej treści, ale czy dlatego istnieje sztuka teatru?
Lecz wróćmy do spektaklu, akcja którego toczy się w wymyślonym osiedlu Chandra-Ułyńska. Nazwa ta kojarzy się z Usoljem-Syberyjjskim. Jeśli przypomnieć sobie, gdzie odbywał katorgę P. Wysocki i gdzie się znajdywał Zakład Nerczyński (miejsce zesłania Migurskich), a, żeby uświadomić sobie, gdzie się rozgrywa akcja, w taki sposób i należy postąpić, lokalizujemy to miejsce na Syberii Wschodniej, blisko Irkucka, gdzie właśnie jest położone Usolje-Syberyjskie, chociaż Jakutka, Kazach i wspomniane w programce Stepy Kirgiskie – miejsce zguby kapitana – powinni nas dezorientować. Ale, być może, autorzy polscy nie wiedzą, ze w tym miejscu na Syberii Wschodniej mieszkają Buriaci, lub jest im wszystko jedno, lub naumyślnie pozbawiają osiedle konkretnej lokalizacji? Wtedy i nazwiska bohaterom trzeba przyznawać neutralne!
Dlaczego osiedle nazywa się Chandra-Ułyńska? A dlatego, że K. Kopka postanowił, że Polacy na Syberii mieli chandrę, czyli nudzili się. Skąd on ma takie wyobrażenie o polskich zesłańcach? Widocznie, z braku wiedzy o dziejach Polaków na Syberii. Nie ma innej odpowiedzi. Nudzić się polskim zesłańcom i katorżnikom na Syberii nie było kiedy. Za nimi «doglądali» isprawnicy i urzędnicy wszystkich szczebli, sporządzając szczegółowe sprawozdania. A, prócz tego, Panowie z dalekiej i granicznej niewielkiej Legnicy, pretendujące na wprowadzenie prawdy do światu fałszywych opinji, powstańcy listopadowi (a to oni są bohaterami sztuki) byli w absolutnej większości szlachcicami z odpowiednim wykształceniem, kontaktami i środkami, jak również i rozwiniętym intelektem, który i pozwalal im na znalezienie siebie w każdych warunkach na «nieludzkiej ziemi».
Tu oni zakładali orkiestry i grali w nich (K. Wolicki itd.), pisali wiersze i poematy (G. Zieliński itd.), pełnili obowiązki bibliotekarzy (A. Januszkiewicz itd.), najmowali się do urzędów państwowych jako urzędnicy (О. Pietraszkiewicz itd.), zdobywali uznanie jako rzemieślnicy lub malarze, jak mistrz wyrób glinianych I. Cejzyk, tac którego jako wzór miescowego przemysłu został przekazany do rąk następcy tronu Aleksandra Mikolajewicza w czasie zwiedzania im Tiumenia w roku 1837 (lub artysta-malarz J. Jasiński itd.), dużo czytali, rozważali i pisali, wszelkimi sposobami sprzyjając sprawom oświecenia razem z dekabrystami (G. Sobański itd.), budowali kościoły, centra ich moralnego życia (M. Moraczewski, O. Pietraszkiewicz, А. Pawsza itd.), zajmowali się ogrodnictwem (R. Sanguszko itd.) etc.
Następne pokolenia powstańców polskich, którzy rozwinęli przemysł chałupniczy, wg pełniącego obowiązki naczelnika guberni tobolskiej Kurbanowskiego, całkowicie zmienili widok Syberii. Pierwsze browary, przemysłowa hodowla tytoniu, produkcja kiełbas i serów, salony fotograficzne, warsztaty jubilerskie, fachowa pomoc lekarska są związane z polskimi imionami. A wkład naukowy A. Czekanowskiego, J. Kozyriewskiego, B. Dybowskiego, B. Piłsudskiego, W. Sieroszewskiego, J. Talko-Hryncewicza i wielu innych, którzy dokonali na Syberii odkryć naukowych, jest dorobkiem w skali światowej.
Gubernatorzy, kupcy, naukowcy, urzędnicy z zesłańców etc. potrafili odnaleźć siebie i wytrzymać w nowych warunkach do czasu amnestii! Ten temat jest poruszony w wielu dziełach historyków zarówno w Polsce jak i w Rosji. I to nie są stereotypy lecz prawda historyczna, wydobyta z rozmaitych źródł. Dlatego syberyjskie organizacje polonijne z dumą swoje początki odnoszą do zesłańców, dlatego czcią ich pamięć w byłej guberni tobolskiej i mieszkańcy innych narodowości. Traktujemy ich jako uzasadniony przykład męstwa i patriotyzmu. W spektaklu zaś jest inaczej.
Pozbawieni możliwości postrzegać polskie dialogi, widzowie w napięciu obserwowali scenę, usiłując zrozumieć, kto jest kim. Ale, ponieważ zrobić to było nie tak łatwo, organizatorzy podróży zawczasu zaopatrzyli się w niezbędne programki z obszernymi charakterystykami osób sztuki dla rosyjskojęzycznych widzów. Lecz na widowni było ciemno, i obce podpowiedzi ocalić sytuacji nie mogli.
Tymczasem trójka przedstawicieli polskiej młodzieży ostro reagowała na scenie na niepunktualne, bezceremonialne i erotyczne zachowanie rdzennych sybiraków. Naprawdę im było niełatwo: jakucka szamanka Irta krzykami wprawiała ich w przerażenie, rosyjscy mafiozi wystraszali bronią, wymuszali pieniądze i całowali do nieprzytomności, Małgorzata i Behemot, bohaterowie opowieści M. Bułgakowa, ukazują się tu i tam, wydawało się, powinni coś wprowadzić do akcji, ale co właściwie, tak i pozostało zagadką, jak i to, kim oni są w systemie obrazów spektaklu.
Bohaterowie sztuki nie tylko całowali się, lecz rownież przeklinali na czym świat stoi i uprawiali miłość na scenie: kapitan z dwiema dzieczętami jednocześnie. Sytuację z całowaniem i płciową przynależnością postaci współczesnego planu zaplątał ostatecznie Szeriemietiew (nie hrabia, lecz samozwaniec), rolę którego zagrała piękna Katarzyna Dworak, która rozpuściła swoje pyszne włosy w ostatniej scenie, i Czarna wdowa, ubrana wg mody XIX wieku, która nieoczekiwanie zjawia się zawsze i wszędzie w dwuch wymiarach czasowych. Dzięki programce, która podpowiedziała, że to ona we wszystkich językach zesłanych na Syberię opłakiwała zesłańców wszystkich razem i pojedyńczo. Dodatkowego napięcia przydawało rozgrywającej się akcji niewidoczna obecność FSB, czuwającej nieustannie i całodobowo, lecz niejasno za kim i dlaczego.
Jeden z przybyłych polskich turystów niby jest praprawnukiem Migurskiego-powstańca. Jego przeżycia nad grobem znanego przodka i rozsypanie polskiej ziemi nad mogiłą w kontekście wymienionych wynalazków autorów spektaklu nie mogli nie stać objektem ironii. Lecz dlaczego? Drugi z Polaków-młodzienców – praprawnuk komendanta Chandry-Ułyńskiej. Rosyjskojęzyczni widzowie nie mogli zrozumieć, z jakiej przyczyny oni się biją w jednej ze scen. A to oni dyskutowali, który z ich przodków dowodził powstaniem. Migurskich i Kołpakowskich «wczoraj i dziś» grali Rafał Celuch i Grzegorz Wojdon, co było zrozumiałe, przecież chodziło o krewnych, lecz rosyjskojęzyczni widzowie nie rozumieli, czemu tak jest.
Widzowie ożywiali się w trakcie spektaklu tylko wtedy, gdy bohaterowie smacznie całowali się, panowie bezczelnie pochłaniali dłońmi damskie wypukłości, patriotki z Krakowa (a w rzeczywistości kurtyzany) demonstrowały ażurowe majtki, Szeriemietiew niejednokrotnie wykonywał piosenkę W. Wysockiego «Gdzie są twoje siedemnaście lat…», podczas uprawiania miłości i w finale, lecz o tym nieco później.
Autorzy spektaklu określili jego gatunek jak tragifarsa. Jeśli farsa – to komedia-wodewil, lekki muzyczny utwór sceniczny z zewnętrznymi komediowymi chwytami, co od czasu do czasu w trakcie akcji się zdarzało, to od tragedii została wzięta śmierć bohaterów. Giną w spektaklu, jednak, nie współcześni, tylko powstańcy. Lecz co to ma wspólnego ze stereotypami i ironią nie jest zrozumiałe.
Powstańcy w spektaklu w ogóle wyglądali karykaturalnie: jak zaściankowi, niedorozwinięci i małokulturni osobowości, znudzeni, pijąci i wyuczono śpiewająci piosenki patriotyczne. Oni dyskutowali o tym, czy nie jest Słowakiem polski klasyk J. Słowacki, gdy czytali jego «Anhellim» o polskim męczeństwie na Sybirze i zamiast krzyżyków zakładali różańce! Czasem pań, bliskich zesłańców, wartownicy zmuszali do tańców i wtedy ich «macali». Te wymyślone przez autorów spektaklu obrazy przymusu nie były charakterystyczne dla zesłania polskiego i się nie zgadzają ze źródłami.
Po raz pierwszy zesłańcy usłyszeli o poemacie A. Mickiewicza «Konrad Wallenrod», napisanym przez «wielkiego wieszcza» jeszcze w 1828 roku, w przeddzień “syberyjskiego powstania 1849 roku”! O nim opowiedział intelektualista i prowokator Kołpakowski, komendant osiedla, Polak na służbie carskiej. Właśnie to on, po cytowaniu poematu, sprawiedliwie porównując siebie z jej głównym bohaterem, przez to, daję zrozumieć zesłańcom: «jestem obcy tylko jeśli chodzi o stanowisko, lecz sercem i pomysłami jestem wasz, jestem Polakiem».
Robił on to ze złymi intencjami, ponieważ chciał porwać zesłańców do buntu, a potem ich uśmierzyć w celu zapewnienia sobie kariery służbowej. Plany jego się powiodły. Ale większość widzów nie mieli potenciału językowego, żeby to zrozumieć, i wobec tego opuszczali widownię jeszcze przd finałem. Sądzę, jeśliby spektakl był podzielony antraktem na dwie części, a nie szedł bez przerwy 1 godzinę 45 minut, na widowni zostałoby niewiele entuzjastów niezrozumiałego przedstawienia.
Kulminacji spektakl osiągnął w czasie powstania, które zostało szybko stłumione we krwi: gawędziarzowi i kobieciarzowi kapitanowi przecięli gardło, a Migurskiego zmusili przyjąć truciznę. I jedno i drugie w rzyczywistości było niemożliwe: karani śmiercią zesłańcy byli w takich wypadkach bardzo rzadko i tylko przez powieszenie. Pozostali zesłańcy się pogodzili ze swym losem.
Za kulminacjł rozwoju akcji spektaklu następuje rozwiązanie w naszy dni. Widocznie, autorzy przedstawienia zaprowadzili i bohaterów, i widzów, i siebie w ślepy zaułek i nie potrafili znaleźć innego finału, prócz sprawdzonego i majorowego, z ich punktu widzenia, wszechstronnie zbliżającego wszystkie narody i utrwalającego na zawsze ich przyjaźń: biesiady z alkoholem. W spektaklu eliksirem przyjaźni na wszystkie czasy staje się nalewka z muchomorów. Bohaterowie sztuki, Polacy i Rosjanie, chętnie piją czarodziejski napój, bo on rodzi halucynacje, i wznoszą toasty za braterstwo słowiańskie, «białą Armię», «Białego cara», «Juzefa Piłsudskiego», kosmonautów Giermaszewskiego i Klimuka.
Spektakl się skończył. Przerzedzona i wreszcie zrozumiała w finale widownia, która spostrzęgła rozwiązanie akcji w tym momencie bez słów, dyżurnie oklaskiwała przedstawienie. Siedzący w centrum sekretarz prasowy Tiumeńskiego teatru dramatycznego G. Basow zapalczywie krzyczał: «Brawo!» i ochoczo klaskał w dłonie nad głową, lecz jego służbowy zapał nie wywołał skutków. Widzowie nie wstali, nie zapraszali stanowczo aktorów na scenę oklaskami snowu. Statyści wręczyli trupie aktorów trzy wymizerowane bukietiki. I wtedy, gdy oklaski już prawie znikły, na scenę wszedł Jacek Głomb, żeby w następnym momencie być zakrytym od widzów kurtyną.
A widzowie opuszczali widownię ze zdziwieniem. Prawda, niektórze optymiści, dzieląc się wrażeniami, mówili o tym, że akcja była dynamiczna i muzykalna, stroje niezwykłe, i, chociaż nie dało się wszystkiego zrozumieć, kalejdoskop scen i miły wygląd aktorów przekazali im pozytywny zasób energii. Tak czasem bywa, kiedy «przeskakujesz» z jednego kanału telewizyjnego na drugi, i wreszcie w świadomości pozostają fragmenty programów, ułożonych w pozbawione treści «wesołe obrazki», o których, jeśli zapyta się ktoś: «O czym są oni?», nie wiesz, co masz powiedzieć, lecz jednocześnie szacujesz ich pozytywnie na podstawie jaskrawych i nasyconych barw.
Oczywiście, każdy widz ma prawo na własne postrzeżenie, jak i to prawda, że każdy widz ma swój poziom (swoją «dzwonnicę») dla zdań. Z mojego punktu widzenia, nic śmiesznego nie wyszło: ani humorystycznie, ani ironicznie, ani sarkastycznie. Autorzy spektaklu nie obalili stereotypów, lecz zademonstrowali ich jakie oni są na całą długość. Tak Rosję z Syberią i traktują w Polsce: złe wychowanie, mafia, FSB, Bułgakow, Okudżawa, Wysocki, dziwki.
Spróbowali K. Kopka i J. Głomb podżartować nad “zbyt wielką” skłonnością w Polsce tematem polskiej martyrologii na Syberii, lecz zostali pochłonięci swoim widzeniem, rozbawili się, i wyszło wstrętnie: zniekształcenie prawdy historycznej, przekręcenie faktów, przepisywanie biografii, znanych w historycznej i pamiętnikarskiej literaturze powstańców, bluźniercze przedstawienie zesłania polskiego, wymyślenie własnych fantazji wzamian wiarygodnych wydarzeń! To jest porównywalne z tym, gdyby przedstawić w karykaturalny sposób w formie farsy dekabrystów, dowiadujących się o wierszu A. Puszkina «Во глубине сибирских руд» od polskiego więznia. Zamiast dozowanej krytyki wyszedł paszkwil na swoją historię narodową.
Autor i reżyser spektaklu chcieli pokazać ostrą «niechcianą prawdę» [J. Głomb – S.F.], w rzeczywitości zaś, jak podoficerska wdowa u M. Gogola sami siebie wychłostali, bo, próbując obalić stare mity, w czynie zajęli się budową nowej mitologii, dyskredytując prawdę. Jakie to może wywołać porozumienie?
Autorzy spektaklu nie znają zarówno Rosji, jak i dziejów Polaków na Syberii. W związku z tym i stosują wątpliwe środki dla osiągnięcia swojego celu. А она остается недостигнутой! Deheroizacja wybitnych postaci polskiej historii zostaje absolutnie niezrozumiałą, ponieważ jest niesłuszną.
W programce do spektaklu, prawda, jest wyznanie autorów akcji sztuki: «Wierzymy, że rezygnacja z przedstawionych przez nas stereotypów i przesądów polskich, z których kpimy w naszej opowieści, pozwoli nam rozpocząć prawdziwy, nieograniczony polsko-rosyjski dialog». Lecz czy mozna poważnie przypuszczać, że samoupokorzenie i zhańbienie własnej historii, w której bohaterowie przemieniają się i zostają błaznami, pozwoli wywołać sympatię rosyjskich przyjaciół?
Ulega wątpliwoćci i sposób zaprzyjaźnić się w finalnej scenie spektaklu: ciężkie dojście do siebie po nalewce z muchomorów nie usuwa problemów!
My, Polacy obwodu tiumeńskiego, czekali na inny teatr z Polski i inne spektakli. Tak samo jak i Rosjanie. Istniejące wzajemne pretensji i kontrowersje między Polską a Rosją dotyczą historii XX wieku. W wieku XIX rosyjscy a polscy przestępcy polityczni nie wchodzili między sobą w konflikty narodowe, lecz często trzymali się razem. Dlaczego nie pokazać wysokiej tragedii, w którejby obok siebie stanęli przyjaciele P. Wysocki i M. Łunin, G. Sobański i dekabryśći jałutorowscy, liderzy powstania Krugłobajkalskiego i M. Sierno-Sołowjowicz, który został stracony, gdy spieszył do nich z pomocą?!
Wysoka tragedia wstrząsnęłaby widzami, pokazałaby, że mamy niemało wspólnego w walce «Za wolność naszą i waszą ». Byłyby i katarsis, i emocjonalne podniecenie u pełna natchnienia widownia, i współczucie, i, najważniejsze, wzajemne szanowanie. Pamiętam wrażenia z przedstawienia w Teatrze Narodowym w Warszawie ze sztuki A. Bojarskiej «Lekcja polskiego», gdzie w głównych rolach zagrali Tadeusz Łomnicki и Joanna Suczepkowska. T.-B. Kościuszko w wersji T. Łomnickiego zadziwiał na zawsze, wywołując powszechny szacunek! Są i inne przykłady. Kapitan Popow [rosyjski aktor Sergiusz Garmasz – S.F.] w «Katyniu» A. Wajdy, ocalający z narażeniem życia wdowę zamordowanego w łagrze polskiego oficera, «Szwadron» J. Machulskiego z przedstawieniem szlachetnych i podłych Polaków i Rosjan i, nareszcie, inscenizacja przez Olgierda Łukaszewicza w roku 2001 w Warszawie potężnego ulicznego spektaklu «Sybir. Ostatnie pożegnanie», w którym wzięli udział najlepsi aktorzy polscy (Maja Komorowska, Piotr Fronczewski etc) i popularni śpiewacy (Katarzyna Groniec itd.), którzy zademonstrowali prawdziwe obrazy polskiego zesłania i katorgi na Syberii i wykonali wiersze i piosenki odpowiedniej treści. Mieliśmy z moim ojcem zaszczyt brać w tym przedstawieniu bezpośredni udział, opowiadając kilku tysiącom Polaków, którzy zapalili znicze przed Teatrem Wielkim, o Syberyjskiej Polonii. Efekt takiego traktowania dziejów, gdzie często liczy się osobowość, nie narodowość, jest zrozumiały każdemu widzowi.
Dziesięć dni temu wróciłem z Ułan-Ude, gdzie dawał występy gościnne Teatr Ludowy z Krakowa z dyrektorem jackiem Stramą na czele. Bohaterowie sztuki Janusza Głowackiego «Antygona w Nowym Jorku», która została przedstawiona polskiemu, rosyjskiemu i buriackiemu widzowi w najbardziej pojemnej widowni Buriacji, nikogo nie zostawili obojętnym. Puertorikanka, Żyd z Rosji i Polak w równym stopniu są bezbronni przed jutrzejszym dniem dużego miasta, lecz jednocześnie pociągająci i zrozumiali w swoich marzeniach o szczęściu. W czasie spektaklu widzom było zapewnione synchroniczne tłumaczenie. Dialogi bochaterów były przyjmowane ze zrozumieniem. A widz wracał ze spektaklu z przekonaniem, że wszyscy ludzi są braćmi i siostrami. I swoją historię narodową nie było potrzeby deptać!
Niestety w Tiumeniu wyszło po legnicku: nie śmiesznie, lecz ubogie, nieuzasadnione historycznie, lecz obraźliwie i obużająco. Nie zbliżyło do siebie, lecz zadziwiło nienaturalnością i prymitywizmem traktowania, nie mówiąc o bluźnierstwie w stosunku do pamięci tysięcy zesłańców polskich.
A może lepiej następnym razem zapraszać trupy stołeczne: z Warszawy i Krakowa, a nie prowincjalne z małych miast? Wtedy i rezultaty będą wyższe i przyjaźń uzasadniono dwustronniej. Pozostaje na pośegnanie zwrócić się apelem do bohaterów «Dziadów» A. Mickiewicza, żeby rozbudzone cienie pozagrobowego świata zjawiliby się do autorów sztuki i spektaklu i wnieśliby oskarżenie, a potem zapieczętowaliby ich do słojów, żeby znali się na dziejach narodu polskiego i z szacunkiem by do nich podchodzili!
P.S. Rankiem następnego dnia po spektaklu miałem telefony z Iszymia i Tobolska. Polacy chcieli się dowiedzieć o moich osobistych wrażeniach i jednocześnie informując, że bilety na «Opowieść syberyjską» w Tobolsku sprzedają w cenie 350 rubli, natomiast w Iszymiu dla dorosłych i dzieci zróżnicowane: po 150 i 50 rubli. W trakcie rozmowy padały pytania, jak postępować w stosunku do nietradycyjnych podejść legnickich promotorów polskiej kultury na Syberii? Moja odpowiedź była krótka: «Jeśli uważacie siebie za potomków polskich zesłańców w wersji K. Kopki i J. Głomba, proszę kupować bilety po 350 rubli nawet w Iszymiu, lecz jeśli Państwo posiadają godność osobistą i narodową, to zamiast spektaklu proszę się pomodlić ku pamięci swoich przodków».
Sytuacja w Tobolsku i Iszymiu, jak również w innych miejscowościach zwartego zamieszkania Polaków, powtarzała się z nieuniknioną konsekwencją. Na początku, po syberyjsku gościnna, z piosenkami i tańcami rosyjskimi a polskimi i przymilnym zachowaniu przedstawicieli miejscowej administracji, a po spektaklu oburzenie i rozczarowanie, rezygnacja ze wzięcia udziału w omówieniu przedstawienia.
W Tobolsku nauczycielka Teresa Kaczmarek powiedziała do kamery TV, że zobaczyła antypolski spektakl. Jeszcze po spektaklu w Tiumeniu dziekan Syberii Zachodniej ks. Leszek Hryciuk, po opuszczeniu widowni bez pożegnania legnickich gości, telegonował do Iszymiu, z obużeniem mówiąc o brzydkich wyrazach, wulgarności i innych «atutach» spektaklu. Polscy mieszkańcy Gołyszmanowo, Wikułowo i Kazańskiego, centrów powiatowych (rejonowych) zwartego zamieszkania Polaków, położonych niedaleko Iszymia, po rozmowie z proboszczem ks. Kazimierzem Józwikiem zrezygnowali z kupna biletów na spektakl. Po przedstawieniu wszyscy Polacy natychmiast opuścili widownie i nie podszedli do aktorów, i ich ogólną negatywną opinię wyraził w imieniu wszystkich ksiądz. Nauczycielka języka polskiego w Iszymiu Dorota Kuzawińska powiedziała, że była zbulwersowana spektaklem: mazurkiem na cmentarzu, karykaturalnym przedstawieniem kapłana, z patosem zatruwającego Migurskiego etc. A mieszkanka Wikułowo Mieczysława Wisielska zaczęła pisać gniewną recenzję.
W obcowaniu ze mną Polacy z Tiumenia, Tobolska, Iszymia jednomyślnie mówili o tym, że się podpisują pod każdym słowem tej recenzji. Mam nadzieję, że zarówno w rosji, jak i w polsce zasza opinia, Polaków i katolików, będzie usłyszana!
Sergiusz Fiel,
wiceprezes Federalnej Polskiej Autonomii
Narodowo-Kulturalnej «Kongres Polaków w Rosji»,
prezes Tiumeńskiego Obwodowego